Co wynika z ubezpieczeń i dlaczego są niezbędnym składnikiem „wyposażenia” każdego wspinacza, instruktora i przewodnika. Bezpieczny Powrót, Szlaki bez Granic i inne programy, nie tylko dla członków PZA, w ostatniej części artykułu Bogusława Kowalskiego, „Świadomie o ryzyku”.
Ubezpieczenia
We wspomnianym wywiadzie Piotr Xięski („Jako środowisko wypieramy temat ryzyka i tego, co może się z nami stać po wypadku”)mówi o tym, że ubezpieczenia nie są remedium na wszystko. Zanim przejdę do rozwinięcia tego wątku, przypomnę pokrótce, skąd się wzięły polisy wspinaczkowe promowane przez PZA. Ubezpieczenia zostały stworzone we współpracy z PZU, a ściślej mówiąc, z firmą iExpert i nawiasem mówiąc, uważam, że to jeden z największych sukcesów związku. Przez lata nie mieliśmy dobrego krajowego ubezpieczenia, a zagraniczne wiązało się z zapisaniem do innej organizacji wspinaczkowej.
Bezpieczny Powrót
Po tragicznych wydarzeniach na Broad Peaku z inicjatywy śp. Artura Hajzera rozpoczęły się poszukiwania ubezpieczyciela, czego efektem jest Bezpieczny Powrót. W grudniu minęła szósta rocznica funkcjonowania tego produktu, od tego czasu samo ubezpieczenie ewoluowało. Przede wszystkim pojawiły się rozszerzenia związane z sumą ubezpieczenia i zakresem działania. Pojawiły się także warianty pozwalające na objęcie ubezpieczeniem działalności do 7600 m n.p.m., możliwość poszerzenia polisy o NNW, także pakiety rodzinne. Kolejne udoskonalenia są odzewem na sygnały płynące ze środowiska, ale także wynikiem wyciągania wniosków z konkretnych wypadków. Jedną z największych zalet tego ubezpieczenia jest fakt, że osoba, która poniosła szkodę, nie zostaje sama. I jeśli tylko zwróci się do związku i/lub iExpert, to otrzymuje pełne wsparcie przy wszelkiego rodzaju formalnościach. To ma ogromne znaczenie, bo nie zostajemy sami przeciwko ogromnej strukturze, jaką jest takie czy inne towarzystwo ubezpieczeniowe.
Ubezpieczenie dla trenerów i instruktorów
W wyniku wielu rozmów, w tym tych, które prowadziłem osobiście, powstał kolejny produkt – ubezpieczenie OC i NNW dla trenerów i instruktorów PZA. Szkoląc ponad dwadzieścia lat, mam świadomość tego, jaka jest urazowość w naszej pracy. Z jednej strony pojawiają się przeciążenia kolan, stawów skokowych, kręgosłupa, a z drugiej urazy wynikające z odpadnięć czy ugodzeń kamieniami. Wiele moich koleżanek i kolegów zmuszonych było do przerwy, co w przypadku osób, dla których szkolenie jest jedynym źródłem utrzymania, stanowiło ogromny problem. Zwłaszcza wówczas, gdy ktoś taki ma na utrzymaniu rodzinę.
Trzeba jednak pamiętać, że instruktor ma obowiązek posiadania przede wszystkim ubezpieczenia OC. Sporty górskie należą do grupy podwyższonego ryzyka, dlatego trzeba liczyć się z faktem, że kursant, który uległ wypadkowi (lub jego rodzina), złoży pozew. Po historii z Tomkiem Brzeskim wśród instruktorów, ale także wśród zarządzających klubami zrzeszonymi w PZA, pojawiło się mnóstwo pytań i wątpliwości. Obawa przed poważnymi konsekwencjami spowodowała nie tylko zapaść zawodów skiturowych w Polsce. Zaczęto się też zastanawiać, jak działać i jak się zabezpieczyć przed podobnymi pozwami. Stąd niedawne rozszerzenie wariantu, w którym suma ubezpieczenia OC dla instruktorów wynosi dwa miliony złotych. W przypadku bardzo ciężkiego wypadku, którego konsekwencją byłoby kalectwo kursanta, owa kwota w dużym stopniu zabezpiecza instruktora przed bankructwem. Mamy różne opcje tego ubezpieczenia, bo trzeba pamiętać, że działalność instruktora i trenera to ścianki, skałki, jaskinie, skitury oraz góry w Polsce i za granicą. Pozwólcie, że podzielę się pewną uwagą – licencja instruktora PZA nie jest konieczna, ażeby kupić ubezpieczenie instruktorskie. Konieczna jest natomiast przynależność do klubu zrzeszonego w związku. Mając na uwadze popularność wszelkiego rodzaju sekcji wspinaczkowych, można wysnuć wniosek, że w Polsce jest bardzo dużo instruktorów. Dlatego chciałbym zachęcić do korzystania ze wspomnianego ubezpieczenia z powodów, o których pisałem przy okazji omówienia Bezpiecznego Powrotu. Wspinanie to sport podwyższonego ryzyka, a szkolenie wspinaczy jest z natury związane z zagrożeniami.
Ubezpieczenie dla klubów i ścianek wspinaczkowych
Wspomniany przeze mnie wypadek skiturowy skłonił do poszukiwania ochrony organizatorów zawodów i zajęć wspinaczkowych. Dlatego też w minionym roku pojawiło się nowe ubezpieczenie – dla klubów zrzeszonych w PZA i ścianek wspinaczkowych. Osoby z dłuższym stażem mają w pamięci wydarzenie z początku lat 90. XX w., a mianowicie upadek w wyniku pozwu kursantki klubu wysokogórskiego we Wrocławiu. Wypadki, nawet śmiertelne, które co jakiś czas zdarzają się na różnych obiektach i na kursach, powinny stanowić wystarczającą przestrogę dla zarządów klubów i właścicieli ścianek.
Szlaki bez Granic
Ostatni produkt w pakiecie ubezpieczeń wspinaczkowych to Szlaki bez Granic. Powstał on bez udziału PZA, jednak w wyniku różnych zawirowań trafił pod skrzydła związku, który również w tym przypadku stał się partnerem PZU. To ubezpieczenie jest odpowiedzią na powtarzające się pytania o polisę działającą w Polsce. Bezpieczny Powrót to dla nas przede wszystkim zabezpieczenie w przypadku akcji ratunkowej w górach. Z racji tego, że w Polsce ratownictwo i służba zdrowia są w teorii darmowe, oraz faktu, iż Bezpieczny Powrót jest oparty na ubezpieczeniu turystycznym Wojażer działającym za granicą, wspinacze nie mieli polisy funkcjonującej w Polsce. Dlatego powstały Szlaki bez Granic, którego zakres obejmuje ścianki, skałki, jaskinie oraz góry w kraju i w pasie do 30 kilometrów za granicą. W przypadku tego ubezpieczenia możemy liczyć przede wszystkim na NNW, a w pasie przygranicznym również na pokrycie kosztów akcji ratowniczej.
Wymienione produkty dają niemal pełen pakiet ubezpieczeń zarówno dla wspinaczy, jak i instruktorów, klubów i właścicieli ścianek. Tak naprawdę brakuje tylko polisy na świadczenia rehabilitacyjne. Kolejki do fizjoterapeuty w ramach NFZ są w Polsce bardzo długie, natomiast wizyty w gabinetach prywatnych drogie – przy założeniu, że czeka nas kilkanaście/kilkadziesiąt wizyt. Niestety koszt tego typu ubezpieczenia jest na tyle wysoki, że na razie nie ma szans na tego typu produkt za sensowną cenę.
Co wynika z ubezpieczeń?
W swoich rozważaniach pominę ubezpieczenia NNW, bo w sporcie tak urazowym jak wspinanie posiadanie takiego jest dla mnie po prostu niezbędne. Gdy chodzi o ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej, to nie do końca zgadzam się ze zdaniem Piotra Xięskiego odnośnie do składania pozwów. Oczywiste jest, że pomiędzy partnerami wspinaczkowymi powinny funkcjonować zasady, jakie sami ustalili przed wspinaniem. Jeśli tego nie zrobili, to powinny obowiązywać niepisane zasady mówiące o tym, że partner we wspinaniu i po wspinaniu jest świętością. Jeżeli przyczyniłem się do jakiejkolwiek szkody na zdrowiu lub mieniu partnera, to moim moralnym obowiązkiem jest zadośćuczynienie krzywdy. Oczywiście ta zasada działać powinna w obie strony, co oznacza, że nie biegnę do sądu z pozwem tylko dlatego, że moim zdaniem partner popełnił błąd. Z kimś takim nie chciałbym mieć do czynienia.
Może natomiast zaistnieć przypadek, że osoba postronna przyczyni się do zniszczenia mojego sprzętu. Znam takie zdarzenie, gdy ktoś w wyniku błędu zabrnął w teren, w którym nie było dróg wspinaczkowych i zrzucił kamienie. Na szczęście obyło się bez poważnych konsekwencji zdrowotnych, jednak lina została skasowana. Jeśli sprawca nie chce odkupić sprzętu, moim zdaniem nie ma innego wyjścia – trzeba złożyć pozew do sądu. Warto wspomnieć, że omawiane ubezpieczenia wspinaczkowe zawierają OC od zniszczenia mienia.
Inną sytuacją jest zrzucenie kamieni, odłamków lodu czy lawiny na osoby znajdujące się poniżej. Tu wina nie jest oczywista, gdyż sam fakt przebywania pod wspinającym się zespołem to proszenie się o kłopoty i narażenie na niebezpieczeństwo. Rzecz jasna staramy się nie miotać w dół górotworem, jednak zdarza się, że nie jesteśmy w stanie zapobiec ugodzeniu osób, które postanowiły działać pod nami.
Niezbędny składnik „wyposażenia”
W przypadku szkoleń czy usług przewodnickich sprawa jest jasna. Po pierwsze, na usługodawcy ciąży obowiązek wywiązania się z umowy, dlatego tak ważne jest określenie zasad pozwalających na odstąpienie od niej z powodu załamania pogody czy innych zdarzeń losowych. Po drugie, instruktor czy przewodnik może podczas akcji górskiej popełnić rażący błąd, którego skutki będą katastrofalne. Nie mówię tu o zdarzeniach losowych, na jakie nikt nie miał wpływu, bo, jak już wcześniej wspomniałem, działalność wspinaczkowa nierozerwalnie wiąże się z narażeniem na niebezpieczeństwo, wynikające z ekspozycji, zmian pogody, charakterystyki terenu czy wreszcie czynnika ludzkiego. Chodzi mi o kardynalny błąd w sztuce. W takim przypadku odpowiedzialność usługodawcy jest oczywista i należy liczyć się z odpowiedzialnością karną, a uznanie winy jest na ogół wstępem do pozwu cywilnego. Instruktor (lub przewodnik) może się chronić przed oskarżeniem cywilnym, uczestnicząc w unifikacjach, podnosząc kwalifikacje, należycie przykładając się do pracy i w końcu wykupując ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Należy przy tym pamiętać, że gdy klub jest organizatorem kursu czy zawodów, to spoczywa na nim jeszcze większa odpowiedzialność, bo do władz należy dobór odpowiedniej kadry lub obsługi. A ponadto klub jest na ogół atrakcyjnym (w odróżnieniu od instruktora) finansowo celem dla prawników osoby poszkodowanej.
Decydując się na ubezpieczenie, powinniśmy mieć świadomość konsekwencji swoich działań wspinaczkowych, szkoleniowych czy organizacyjnych, z czego wynikają potrzeby dotyczące zakresu i skali ubezpieczenia. Nie jesteśmy w stanie zatrzymać rozproszenia środowiskowego i zaniku oczywistych niegdyś zasad. Dlatego ubezpieczenia uważam za niezbędny składnik „wyposażenia” kompetentnego wspinacza, instruktora, przewodnika, zarządzającego ścianką lub klubem.
„Świadomie o ryzyku” – Podsumowanie
Jeśli celem związku ma być podniesienie świadomości na temat ryzyka występującego podczas uprawiania sportów górskich, to należy ocenić, w którym miejscu jesteśmy. Moim zdaniem mamy w tej chwili bardzo dobry pakiet ubezpieczeń poparty partnerstwem z brokerem iExpert. Dzięki temu możemy reagować na zdarzenia, wnioskować o konkretne zmiany w polisach. Mamy dobrze wyszkoloną kadrę instruktorską, bardzo dobre programy szkoleniowe, co daje spory potencjał. Problemem jest świadome „zarządzanie ryzykiem”, mamy tu dużą lekcję od odrobienia. Przykładem może być TOPR. Po tragicznych zdarzeniach pod Szpiglasowym Wierchem podjęto w nim działania, które po latach pozwoliły na sprawne zarządzanie ogromną pod względem skali akcją ratunkową na stokach Giewontu i jednocześnie w Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Niedostrzegany być może jest fakt, że na łonie PZA temat zarządzania ryzykiem został dobrze przerobiony. Po tragedii na Broad Peaku i kolejnych wypadkach w ramach Polskiego Himalaizmu Zimowego, za sprawą Janusza Majera cyklicznie prowadzone były szkolenia z zakresu psychologii, analizowano przyczyny wypadków, opracowywane były plany na wypadek kryzysu, uczono się zarządzać ryzykiem. Jest więc z czego czerpać, wystarczy sięgnąć po wzorce i właściwie je zaadaptować.
Najsłabszym elementem jest świadomość, jaką mają nasi bliscy na temat zagrożeń występujących we wspinaniu. W tym punkcie zgadzam się z Piotrem, że wypieramy ryzyko i nie informujemy o nim naszych rodzin. Niestety wyłączna wina za to spada na nas, wspinaczy. Prawdą jest, że PZA z racji autorytetu i środków ma większą siłę oddziaływania, a instruktorzy związkowi mają kontakt z ogromną liczbą kursantów. Jednak tak naprawdę pracę do wykonania ma każdy z nas. Wymaga ona zaangażowania, szczerości i odwagi – nie jest tu potrzebna żadna instytucja. Pozostaje pytanie, czy wspinaczy stać na rzeczoną szczerość?
Cały artykuł ukazał się na łamach kwartalnika Teternik 1/2020. Magazyn dostępny w promocji – przy zakupie najnowszego numeru dodatkowy, archiwalny egzemplarz gratis.